Hipermarkety mają swoich zdeklarowanych przeciwników. Również w słupskiej Radzie Miejskiej. Często zastanawiam się nad ich argumentami. Główne to: ochrona lokalnego handlu, a w nim miejsc pracy. Szermują nimi szczególnie ostro członkowie klubu LPR. Zawsze, gdy robię za pchacza wózka, a moja żona z nabożną miną go wypełnia najróżniejszymi towarami, zastanawiam się (bo coś muszę robić) nad logiką myślenia pań i panów z tej małej partii. Logika jest prosta. Bo inna być nie może. Oto ona: Gdy powstanie taki duży sklep, to klienci kupują tam, a nie w małych sklepikach u lokalnych kupców. Kupcy muszą zbankrutować, bo nie mają klientów (ciekawe dlaczego?), a tym samym tracą miejsca pracy. Prosty z tego wniosek, że jeden hipermarket niszczy sporą ilość takich małych sklepików. To idąc dalej w naszych logiczno-elperowskich rozmyślaniach nasuwa się wniosek: gdyby zamknąć taki już istniejący hipermarket, to w miejsce niego – jak grzyby po deszczu będą powstawać nowe małe sklepiki, a tym samym nowe miejsca pracy.
Tak myśląc doznałem nagle olśnienia, gdy tymczasem moja żona nie zważając na moje olśnione oblicze, zdejmowała – niczego nieświadoma – z regału chude jogurty.
Gdyby zamiast hipermarketu zlikwidować w Słupsku wszystkie zakłady produkujące buty, a jest tego bez liku, powstanie sporo małych osiedlowych szewców. Już widzę zadowolonych dzisiejszych bezrobotnych jak siedzą przy kopytach i dziękują panu Igorowi i Mirkowi za pracę.
Ale co tam buty. Jakby zabronić w robotach ziemnych używać koparek i zakupić łopaty, to ilu prostych ludzi mogłoby kopać do woli i nie być bezrobotnymi. To ruszyłoby całą gospodarkę. Niepotrzebne byłyby nam dźwigi, spychacze, taśmociągi i betoniarki. Do miast ze wsi napływałyby nowe ręce do pracy. Powstawałyby nowe osiedla robotnicze. Ludzie z pieśnią na ustach i radością udawaliby się do pracy. Tworzono by trójki i piątki murarskie.
Po zlikwidowaniu – co jest oczywiste – transportu zbiorowego i indywidualnego, wprowadzono by furmanki i dorożki. Nowi furmani osiedlowi mogliby wozić ludzi lub towary – ludzie dostali by pracę, miasto czyste powietrze, a konie, np. państwa Krywuciów, w końcu zajęcie i owies.
Nowe furmanki robiliby osiedlowi stolarze, oczywiście po zlikwidowaniu wszystkich dużych fabryk wyrobów z drewna. Jak byłyby zrobione już wszystkie furmanki i zlikwidowana fabryka maszyn rolniczych, to stolarze osiedlowi mogliby robić cepy…
Chociaż tutaj, mam wątpliwości czy mieliby zbyt, bo tego akurat towaru mamy pod dostatkiem.
Andrzej OBECNY obecny@poczta.onet.pl
P.S. Kiedyś w Realu spotkałem pana Mirka. Powiedział mi wtedy, że tak naprawdę to on popiera hipermarkety. Chyba tylko, moim zdaniem, czasem o tym zapomina. |